niedziela, 1 lutego 2015

A onegdaj bywało tak.Tu szkoła o profilu laickim,a tu lekcje religii.Oj ! uczyliśmy się lawirowania.Wracało się przez  przez  łąki koło bardzo jeszcze wówczas czystej rzeki Ner.a była tak czysta i tak obfitująca w ryby  [no może rybki]  ,że raz w takiej drodze powrotnej z lekcji religii udało się koledze złapać małą ploteczkę,zagoniwszy ja do brzegu i drugiemu,który nie zauważył tego łowienia  [szliśmy większą grupą ]  wrzucił ja za koszulę.Jak potraktowany taką zdobyczą  się zachowywał nie muszę pisać.Łatwo to  sobie wyobrazić.ale w końcu biedna ,chyba bardziej wystraszona jak kolega płotka ,znalazła się tam gdzie jej miejsce . A jak wracaliśmy o zmroku to świeciliśmy sobie latarkami.Wówczas były takie,które zawieszało się je na guziku i ręce były wolne.I tu przypominają mi się lata okupacji.Nie pamiętam od którego roku obowiązywało ZACIEMNIENIE Zaraz po zmroku spuszczało się czarne wiszące w oknach  w kształcie harmonijki  rolety.Raz nawet  dostałam za swoje ,oj dostałam.Mama wpadła do domu z krzykiem "idę i już od ulicy widzę nasze okno nie zasłonięte". Przesadziła oczywiście bo jakie ono tam widne.Zawsze wieczorem przygotowywało się KARBIDÓWKĘ .Była to taka dziwna lampa składająca się z dwóch części: do jednej wkładało się karbid a do drugiej wlewało wodę  i to w odpowiednich proporcjach i w domu zapalało.Jak proporcje były nieprawidłowe  karbidówka podskakiwała.  Lampy naftowe były,ale nie było nafty,z przyczyn oczywistych.Zatem jak zapadł mrok było zupełnie,absolutnie ciemno.Aby ludzie na siebie nie wpadali ,każdy otrzymał guzik fosforyzujący,wskazujący że ktoś na przeciw idzie,ale drogi ,nie oświetlił.Należało w okryciu wyjściowym naciąć otwór i tam umocować go.Kiedyś ojciec mój wracając już o zmroku, szedł w kaloszach naciągniętych na buty.Padał deszcz,było błoto i nagle stwierdził,że jeden kalosz "został" w błocie.A że było ciemno nijak nie mógł go znaleźć.a więc prawy kalosz pozostał ,gdzieś tam w błocie.Zdenerwowany tym faktem,ściągnął też lewy i wyrzucił.Jakież było jego zdziwienie gdy po przyjściu do domy stwierdził,że , na  nodze jest prawy.Nie dociekał jak to mogło sie stać i wrzucił go do pieca bo co mu po jednym kaloszu.Następnego dnia idąc ,już po widoku wczorajszą drogą spostrzegł,że na płocie wisi kalosz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz