piątek, 6 lutego 2015
Onegdaj bywało tak.Zaraz po wojnie przez mój dom rodzinny przewinęło się ludzi,oj przewinęło.W poprzednich blogach informowałam obszernie o tym,ale nic nie wspominałam o Tali.Tala,czyli Natalia ,była Niemką.Jej ociec i brat zginęli na froncie wschodnim.Pozostała matka i jej młodsza siostra.I to właśnie one wraz z cofającym się frontem ruszyły na zachód.Do dziś nie wiem czemu został Natalia,może nie czuła się Niemką [doskonale mówiła po Polsku ] a może bała się tego co może spotkać ją po drodze.Wszak słychać było o gwałtach i morderstwach a ona miała 20 lat.A że nie miała się gdzie podziać moi rodzice postanowili,że zostanie u nas.I tak była [ukrywana przez czas jakiś ] Z resztą ona i jej rodzina była nam znana.Poczuła się w obowiązku coś robić - pomóc i tak to stała się pomocą domową.Początkowo nie wychodziła z domu.Lepiej by Polacy o niej nie pamiętali,bo w tamtych czasach "Niemiec to wróg",bez względu na to jakim był człowiekiem.No ale niechby próbował kto ją ruszyć,to miałby do czynienie z moją mamą,a tego zdecydowanie każdemu odradzałabym.Była u nas do 1950 r.W tym to czasie wymyślała różne prace np pamiętam jak którejś wiosny szczotką ryżową na podwórku szorowałyśmy chodniki z kuchni.Ludzie starsi pamiętają być może takie w poprzeczne kolorowe paski,robione na bardzo prowizorycznych domowych krosnach.O właścicielach takich krosien mówiło się "łapinitki ".Nawet dobrze im się powodziło ,bo przemysł jeszcze nie ruszył,zatem kupienie chodnika czy dywanu po prostu było nie możliwe.A te chodniki były zrobione z różnych niepotrzebnych w domu szmat i ubrań.Czasem mama mówiła patrząc na chodnik " o to mój sweterek,a taką miałam spódniczkę itd" No to sobie te spódniczki i sweterki zawarte w chodniku szorowałyśmy razem i wiele czasu z nią spędzałam i lubiłam ją i myślę ,że ona mnie też.A wracając do szczotki,bo to bohaterka dzisiejszego odcinka,to była zrobiona z bardzo ostrej ryżowej słomy [podobno ] Przeważnie nią się szorowało niemalowane podłogi w każdą sobotę.Ale u nas na szczęście takiej potrzeby nie było,bo jak Państwo pamiętają były pomalowane taką farbą co to schła przez dwa tygodnie i miała kolor jasny orzech.Wyszorowane chodniki schły rozwieszone na ogrodzeniu od ogrodu i potem w domu pachniało wiatrem.Natalia ,zwana jednak przez wszystkich Talą bardzo długo mówiła pacierz przed snem.Często tak długo,że aż zmarzła i wówczas szybko wślizgiwała się pod pierzynę i nakrywała prawie na głowę.Myślę,że modliła się nadal o powrót do rodziny ,za którą tęskniła,a o której nic nie było wiadomo.Dopiero w 1950 r.i wtedy to właśnie moja mama pomogła jej dostać się do Niemiec do RFNu.Jak to zrobiła,nie wiadomo.Tajemnicę zabrała do grobu.Wiem tylko tyle,że to dzięki temu,że pracowała w Urzędzie Miasta. Wiem ,ze szlak do Niemiec prowadził przez Czechosłowację.Udało się ! i była z nami w stałym kontakcie i raz też odwiedziła ale,to już znacznie,znacznie później.Dostawałam czasem od niej perfumy firmy o dziwnej nazwie 4711.I tej firmy najbardziej lubiłam "Toskę"Ciekawe czy jeszcze taka jest?Ale,zanim wyjechała oj działo się wiele, działo np raz uprosiła moją mamę by pozwoliła jej ze mną pojechać do katedry.A potem okazało się,że nie byłyśmy w katedrze tylko w ewangelickim kościele,z resztą usytuowanym nieopodal. No i powstał problem "to ty ją zaprowadziłaś do niemieckiego kościoła"? Ojciec zażegnał spór i niepotrzebne ewentualne dalsze dyskusje,mówiąc "ale jak widać ten Niemiecki Pan Bóg jakoś krzywdy jej nie zrobił"Jak to wówczas inaczej wyglądało ,prawda?A do "kolorowej tolerancji" jakaż daleka droga.ale wracając jeszcze do czasów gdy była Tala.Ojciec [znowu] obserwując ją jak też długo się modli pod jej prześcieradło włożył szczotkę ryżową.Ona jak zwykle wślizgnęła sie pod pierzynę i krzyk pobudził wszystkich,a mama znająca swego męża nazbyt dobrze , natychmiast zwróciła się do niego ze słowami "oj Stachu,Stachu".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz