sobota, 1 sierpnia 2015

No,to idę za ciosem i jeszcze "Jak to onegdaj bywało"?Jak pamiętam tamten czas?Oczywiści jak wybuchło powstanie,to nie od razu się my Łodzianie dowiedzieliśmy.Dopiero po jakimś czasie.Miałam  pięć i pół roku i już wiele rozumiałam.My ,dzieci jakoś szybciej dojrzeliśmy ,a może nawet w pewnym sensie się zestarzeliśmy.Ale to że front doszedł do Wisły,to jakoś było powszechnie wiadomo.W Warszawie mieszkał brat mojej mamy ,wujek Aleksander Markowski.Miał piękną willę i był sąsiadem Melchiora Wańkowicza.Jeszcze  przed wybuchem wojny wujek się do wojny odpowiednio przygotował.W piwnicy stolarze wybudowali specjalne regały z szufladami.A w tych szufladach  mąka,cukier,różne kasze i nawet kakao.Kiedy willa legła w gruzach i moja mama rozpaczała,wszak to o jej brata chodziło ojciec  ,by rozładować sytuację nagle  powiedział "oczami wyobraźni widzę tę mąkę i kaszę zmieszaną z kakaem ".A , dla tego tak powiedział gdyż mama ,która to widziała jeszcze przed wojną zarzucała ojcu ,że nie jest tak zapobiegliwy."No ,widzisz Basiu" pocieszał ojciec,"nie warto,oj nie warto było"............bo co on teraz z tego ma"?Wujek miał syna Janusza a Wańkowicz córkę Krystynę.Oboje poszli walczyć,ale Krystyna nigdy nie wróciła.Opisuje to jej ojciec w "Zielu na kraterze."A  po upadku powstania ,jeszcze do końca roku przybywali bezdomni Warszawiacy ,też do Łodzi.A słyszało się od nich :" nie ma Warszawy,cała leży w gruzach,nie mamy stolicy"Tam nie ma żywych".I tu znowu ojciec zainterweniował..................."...jest i będzie,Warszawa"Ale to mówił w styczniu jak front zbliżał się do Łodzi.Pamiętam jak wieczorami ojciec paląc papierosa stał na progu domu,gdzie nas wysiedlono i nasłuchiwał i słyszał i ja też słyszałam jakby pomruki ............"to bije artyleria"powiedział ojciec,a przecież na tym się znał.I tak biła i biła aż 19 stycznia dobiła do nas.A potem przyszła wiosna i wraz z rodzicami ciężarowym samochodem pod plandeką pojechaliśmy do Warszawy ,by pomóc w odgruzowaniu.Oczywiści tylko rodzice nie ja.Pamiętam z tej wyprawy jak na rogu Marszałkowskiej i Alei  Jerozolimskich  pewna babcia sprzedawała obwarzanki ,takie" nadmuchane",lekkie i pachnące.Ależ mi smakowały .Wspomnień mogłoby być więcej,ale nie wszystkich chyba one interesują.Szczególnie ludzi młodych,którym,ja to rozumiem,trudno jest wyobrazić sobie tamte czasy.

No i w tym momencie już o sprawach działkowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz