piątek, 8 maja 2015

Już mieszkaliśmy w przedwojennej kamienicy i w przedwojennym mieszkaniu.Własność Szejnhalca,Bardzo ładna kamienica z częściowymi wygodami,wprost luksusowa,   w porównaniu do innych.Właściciel uciekł jeszcze w styczniu i jego mieszkańcy także.Nowi lokatorzy przybyli z okolicznych wsi i wprowadzili wiejskie zwyczaje.Wśród  nich częste przebywanie na podwórku.Do przedwojennych lokatorów nie było sensu ich porównywać.Tego dnia już od rana podawane były informacje, "przez kołchoźniki" [ to coś takiego zamiast radia] z jedna falą,że Berlin padł,jeszcze mam tę informacje w uszach,bo była nie mówiona ,ą wykrzyczana.Sąsiedzi wyszli na podwórko,jakby jeszcze czegoś oczekiwali.Trwały dyskusje ,jak to teraz będzie.A było póki co bardzo biednie,bardzo siermiężnie.I tylko jedno dopisywało, to pogoda.Zupełnie taka jak dziś.My jako dzieci,też się cieszyliśmy i pamiętam,że pytałam mamę czy teraz będę  miała buciki takie jak moja siostra na przedwojennym zdjęciu.?Ja bowiem chodziłam w trepkach,inne dzieci też.Spody były drewniane ,a paski,bo to letnie trepki,zrobione z paska do sukienki mojej mamy.I tylko moja mama jako ten pracownik magistracki miała płaszcz  [ jeszcze przedwojenny ] ,a inne sąsiadki chustki grube wełniane w kratę ,brązowe,lub czarne z frędzlami.Ale  w cukierni obok po Cereckich ,też uciekli ,już były kruche babeczki ze słodko kwaśna pianą.polane różowym lukrem.Ależ to był luksus.W czasie wojny tylko słodkie były SZCZUDROKI.Zapytacie co to jest?To buraki wydrążone w środku i w to miejsce wsypana sacharyna [to taki sztuczny cukier] i upieczone w piekarniku.A skąd taka nazwa,nie wiem.Chyba powstała na potrzebę chwili.To jakiś regionalizm.Kulminacją tego dnia było wycie syren w samo południe.Najgłośniejsza  była u Choraka.To zakłady bawełniane a ich właścicielem był Czech Chorak.I dla czego on  też uciekł ,tego nie rozumiem.Cały ,piękny słoneczny dzień prawie wszyscy spędzili na podwórku.My młodzi  graliśmy w klasy do upadłego ,a jak zapadł zmrok to w chowanego.Tego dnia zajęci polityką rodzice nie zauważyli,że zrobił się wieczór i trzeba by przez otwarte okno przywołać nas do domu.To był piękny dzień i piękny wieczór,a gdy zmęczona zasnęłam ,śniły mi się sandałki wiśniowego koloru zapinane na ozdobny guziczek.Następnego dnia rano obudziła mnie mowa któregoś z sąsiadów,jak mówił do drugiego "......................."Oj ! tak panie,gemafony politycznie gadają".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz