wtorek, 29 marca 2016

ONEGDAJ BYWAŁO TAK : W latach 40 i jeszcze w 50 wszystko to co wyrzucano do śmietnika było jednocześnie kompostem,do tego stopnia,że zawsze jesienią przyjeżdżał  rolnik z pobliskiej wsi Chocianowice i zabierał całą zwartość śmietnika z posesji gdzie mieszkałam i przyorywał to na swoim polu.Śmietnik  ten,to była bardzo duża skrzynia  ,bo też lokatorów ośmiu  w tej kamienicy,więc musiała być pakowna.Dostać się do  niego można było dwojako tj przez małą klapę otwieraną na zewnątrz by wysypać  śmieci,lub otwierając dużą klapę ,by wybrać jego zawartość.A ta zawartość to obierki od ziemniaków,owoców ,warzyw ,resztki kuchenne,fusy od kawy zbożowej i od herbaty , i zaręczam nic ponad to bo.............plastiku nie było jeszcze,żadnego,absolutnie żadnego.Napoje takie jak piwo,oranżada ,lemoniada i  sinalko ,wszystko gazowane w butelkach wielorazowego użytku,które można było zwrócić  bo była za nie kaucja i to wcale nie mała.Innych opakowań szklanych nie było.Nie było słoików z przetworami.Przetwory gospodynie robiły same w słojach typu "weck" ,takich z gumką i sprężynką i też kosztowały nie mało.Puszki metalowe.Też było ich niewiele ,o tylko z konserwami rybnymi i to tylko ze skumbrią w tomacie ,lub byczkami w pomidorach.Różniły się jedynie napisem,bo smakiem nie.Po zużyciu zawartości służyły jeszcze długo .Podawano w nich jedzenie i wodę kurom i kaczkom.A mleko? a śmietana? spytacie być może.A po mleko szło się z własnym naczyniem,często były to bańki lub kanki ,tak je  zwano.Ważne że miały rączki i wygodnie się je  niosło.W sklepie sprzedawczyni nabierał z 40 litrowej bańki specjalną miarą [pojemnik z długą rączką ] mleko i wlewał do kanki.Po śmietanę też szło się z jakimś garnuszkiem .W sklepie stała w wiaderku przykrytym białą szmatką.Sklepowa ważyła kubek i wlewała potem śmietanę.Raz wysłana przez mamę po śmietanę włożyłam [niemądrze] pieniądz do kubka i stało się.Zostały na dnie w śmietanie.Z tą śmietaną to  było tak:Pewnego razu sklepowa zamknęła przez pomyłkę w sklepie kota.Pozostał na noc.A stała też tam beczka ze  śledziami.Kot dorwał się do śledzi i widocznie nie mając innej możliwości zaspokojenia pragnienia ,gasił je śmietaną i co jest oczywiste dostał nazywają to oględnie biegunki ,a nie oględnie sraczki tak to wtedy to oreślano.I krążyła  opowieść po Rudzie Pabianickiej....................."pani,tak ten kot zapaskudził sklep,że od tego smrodu,aż lamperia olejna od ścian odstała."I  jak widać niczego niepożądanego w śmieciach nie było.Nawet papieru,bo służył za rozpałkę w piecu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz