Zatem,jak to onegdaj bywało ?Cd wczorajszego tematu.W latach 40,tych i 50,tych co bardziej pracowite gospodynie domowe przetwarzały owoce i warzywa,bo po prostu w sklepach ich nie kupiło się ,z konserw , były tylko skumbrię w tomacie ,lub byczki w pomidorach i od święta szproty wędzone w oleju.a jakie te opakowania blaszane były potem przydatne.Podawano w nich jedzenie lub wodę kurom .Przypomnę ,że o plastiku nikt nie słyszał.To dopiero końcu lat 60 ,ątych,wkraczał plastik bardzo ostrożnie.Pierwsze pojawiły się siatki plecione z żyłek ,czerwone,zielone i inne.Ależ to było cudo.Mała ,siatka a mieściła tyle zakupów.Tylko nie nadawała się do podróży tramwajem,bo zahaczała o wszystkie napotkane guziki.Moja szkolna koleżanka tak poznała swojego męża.Musieli razem wysiąść z tramwaju ,bo ni jak nie można było siatki wyplątać z jego guzika.I tak się zaczęło.Ale wracając do przetworów.wczoraj opisałam co robiono z porzeczek. Agrest,służył do kompotów mieszanych ,bo je zakwaszał np do truskawek.Ale ,też stanowił "drogą przez mękę" ,jak mawiał mój ojciec.Robiono z niego konfiturę ,ale w tej konfiturze nie mogło być pestek,bo konfitura z pestkami "to kundel" z kolei mawiały gospodynie,na co znowu ojciec mój miał odpowiedź "ja bardzo lubię kundle". Każdy owoc przekrawano żyletką i maleńką łyżeczką do kawy,wyjmowano z środka pestki.Czasem trwało to kilka dni.A konfiturę robiono tak :Ważono już wydrylowany agrest i tyle ile ważył dodawano cukru.Na bardzo małym ogniu smażono po 2 godz.dziennie ,przez 3 dni.Uf ! ,namęczyłam się samym opisem .Wiśnie,no te obowiązkowo były drylowane do kompotów i na konfitury,ale do nalewek już nie."Wiesz tak musi być twierdziła mama,bo w pestkach jest niezdrowy kwas pruski."Konfitura jak to konfitura ,smażona była podobnie jak agrestowa.No - ale nalewka ,tu pestki były potrzebne ,zatem cale wiśnie do balonu i przesypywane były cukrem. Pestki nadawały specyficzny migdałowy zapach i smak .Stała nalewka na parapecie w kuchni by się owoce zmacerowały."Pamiętaj "otrzymywałam lekcję darmową ",nigdy nie zalewaj owoców spirytusem,bo owoc ścięty nim zatrzymuje wszystkie składniki w środku,a nalewka zawsze będzie miała posmak surowizny".Po kilku tygodniach balon przestawiano do schowka i nalewano do niego wódki ,a za jakiś czas,niewiele ale też spirytusu.Oj stało to stało do następnych wiśni.wszystko zlewano wówczas i jeszcze zasypywano cukrem.a jakie to było dobre ,opisałam kiedyś jak z bratem pierwszy raz w życiu się upiliśmy i jak rodzice zastali nas śpiących w schowku bo najedliśmy się owocami . wiśni............takie były dobre.
I jeszcze o innych przetworach cdn. za moment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz