wtorek, 16 czerwca 2015

A onegdaj bywało tak.W pewnym,częściowo murowanym,częściowo drewnianym,domku,nieco większym jak inne mieszkała moja koleżanka Tereska z babcią Jadwigą.Wcześniej mieszkał też i wujek ale jak się ożenił i wyprowadził do śródmieścia Łodzi bywał sporadycznie.Zatem w tym dość dużym,w porównaniu do innych domku,mieszkały tylko one.Babcia nosiła królewskie nazwisko i z tego powodu uważała się za lepszą od innych.Zatem raczej lubiana nie była.Szczyciła się tym ,że jej mąż, t j. dziadek Tereski  [którego nie poznała ] zginął w obronie  ojczyzny.Mawiała tak:  " jak poszedł bić Moskala ,tak nie wrócił" co oznaczało,że zginął w 1920 roku.Ale natychmiast sąsiadki,które nie miały się czym pochwalić "wytykały"jej........." a twoja córka wyszła za Niemca i  uciekła w 1945 roku do Faterlandu   [ tj do Niemiec ] i  ślad po niej zaginął.Lata mijały i babcia wychowywała wnuczkę jak swoją córkę.Z powodu  tego  królewskiego nazwiska hodowała też królewskie ptaki ,indyki,perliczki,ale kury i kaczki także.Przepiękny  [pamiętam]  był kogut...........jarzębiaty.......... to taki jak biało czarna pepitka.A duży był ,okazały i miał ogromny grzebień,tak duży,że zakrywał mu lewe oko,bo przechylał się na bok od swojego ciężaru.Kogut rządził w kurniku,wydzielonym ,ogrodzonym,wysokim ogrodzeniem.Czasem je przefruwał ,ale wracał po trzech,czterech dniach.Był   [ tak teraz myślę]  zboczony seksualnie bo gwałcił perliczki indyczki i nawet kaczki.One "darły" się jak darte z pierza,stąd sprawa była znana od dawna.Bancie odwiedzał jaj syn Janusz z wnukiem Mareczkiem.Obaj mieli  imiona raczej wówczas nie spotykane...............no cóż ,z królewskim nazwiskiem przecież.Babcia Tereski cierpiała na migreny...................[też tłumaczyła to swoim pochodzeniem,a raczej pochodzeniem nazwiska] i z powodu tych migren przyjmowała przeciwbólowe leki,które wówczas były proszkiem schowanym w papierek o nazwie  omen nomen "Kogutek".Złośliwi sąsiedzi dowcipkowali,że widocznie jej kogut nie wystarcza i powinna wziąć sobie ludzkiego.........."tak ,tak chłopa jej potrzeba"mawiały sąsiadki.Jak przyjeżdżał syn z wnukiem proszków brała więcej,bo też Mareczek był dzieckiem bardzo niesfornym.Raz ze strychu wyniósł na podwórko,a potem biegał po ulicy z niemiecką flagą.Oczywiście,oburzenie sąsiadów  było ogromne.Syn Janusz zainteresował się skąd to i wyszło na jaw,że takich flag jest jeszcze więcej,a wszystko po to,że kije ,do których były przymocowane Babci jadzi przydały się jako podpory do fasoli,ale pochodzenie ich raczej nie było znane.W tym czasie na podwórku podgrzewana była smoła więc pan Janusz do ognia rzucił ,te flagi na co jego syn Mareczek zareagował ogromną złością i wrzucił do smoły swój rowerek..............ot ,tak na złość babci,ale że tego mu było mało dorwał się do studni i zawzięcie kręcił korbą,a wtedy ponieważ nie było lodówek Babcia Jadzia "spuściła" do  studni wcześniej przygotowany obiad a była to sztuka mięsa w krótkim sosie i kopytka.Krótki sos to był taki ,który powstał ,z usmażenia mięsa w kawałku i podlania wodą i dalszego prużenia .Bardzo pasował do kopytek.Babcia Tereski planowała,że jak będzie już dach  posmarowany smołą to obiad odgrzeje .W studni panował chłód więc obiad dobrze się tam miał.Do czasy.Gdy Mareczek odblokował wiadro,wszystko się dostało  do wody,łącznie z grobką.A wiecie co to grobka?.....Brobka to aluminiowy,nie polewany garnek rondlowego kształtu.Ponieważ dno w studni było piaszczyste to pięknie się prezentowało i mięso i kluski na tle piasku,a grobka lśniła jak lustro.Pozwolicie,że w tym miejscu zakończę,bowiem to co się działo potem nie nadaje się do publikacji. Mareczek przeżył,ale kluski i  mięso niestety poległy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz