piątek, 19 czerwca 2015
Onegdaj bywało tak:Dość często gościlam u mojej koleżanki Marylki Udawało się to szczególnie wtedy ,gdy jej mama była w pracy.A pracował na trzy zmiany,zatem także na noc.Była jednak spokojna o swoją córkę bo przecież przez ścianę była jej siostra Jutka,a z resztą Marylka sprawiała wrażenie osoby bardziej dorosłej jak była.To ja chodziłam po drzewach i raz w białej haftowanej sukience usiadłam na wiśniach.Jej to nigdy się nie zdarzało,,ona była rozsądna.A drzew owocowych u nich było dużo,nawet w ulicy rosła wiekowa jabłoń i część swojego plonu topiła w rynsztoku.A rynsztok ,to na tamte czasy coś zupełnie nieodzownego.Wylewano do niego wodę po zmywaniu naczyń,jakieś resztki z obiadu,zatem czasem płynęła zupa szczawiowa i rynsztok był od niej zielony,a czasem barszcz buraczkowy,no to dla odmiany był czerwony.Taki przekrój tygodnia,można było zauważyć.W ogrodzie pod ogromną gruszą stał równie ogromny stół.Pokryty był ceratą i miał jak na taki ogrom przystało,ogromną szufladę.Kiedyś w nocy wszyscy zostali obudzeni bo przeraźliwie wrzeszczał kot.Okazało się ,że jest zamknięty w szufladzie.Dochodzenie,kto zamknął kota ,nic nie dało.Za jakiś czas sytuacja się powtórzyła.I znowu cała rodzina w nocy ratowała kota.Postanowiono,z resztą bardzo słusznie,wyjąć szufladę i wtedy okazało się że ona nie ma tylnej ścianki i kot najprawdopodobniej z tego tylnego wejścia korzystał ,ale wyjść już tam tędy nie chciał no i robił alarm,najprawdopodobniej w okolicach świtu,bo wtedy budzą się koty,a właściwie ich instynkt łowczego.Stół pozostał i zawsze na nim leżały jakieś opadłe owoce,z nadzieją,że może ktoś je zje.Lubiłam też przebywać w domy u Marylki,bo między dwoma oknami pokoju stała toaletka ,z jednym dużym lustrem w środku i dwoma małymi po bokach,na które jej mama i chyba inni też mówili skrzydełka.Oj ! można było przejrzeć się ze wszystkich stron,ale najciekawsza była duża porcelanowa pudernica.Na pokrywce był namalowany jeden duży anioł ,a boki pomalowane były w małe aniołki .Gdy opowiadałam o tym w domu ,z żalem oczywiście,że my takiej nie mamy,ojciec skwitował to tak:"sądząc po aniołkach,chyba było to naczynie do wody święconej,jednak nieużywane z powodów oczywistych.Kłóciłaby się ta woda że świadomością polityczną mamy Marylki"I jeszcze był taki duży puszek z kaczego białego pierza i często moja koleżanka była skrzyczana przez mamę.........."ruszałyście mój puder".I skąd ona to wiedziała?.W tym pokoju też były dwa dębowe łoża i ogromna szafa i pachniało naftaliną,ale było inaczej jak u mnie w domu.Bardziej wszystko takie jakieś "wystrojone"Te być może nudne opowieści zmienią się gdy do Rudy ,nad Ner przybędą cyganie.Ale to nie dziś.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz