środa, 9 marca 2016

Nie wiem jak Wy,szanowni Państwo,ale ja będę jeszcze sprzątać ,bo to wiosną bardzo ważne i jak uczyła mnie mama - konieczne.Co tylko jest możliwe winno być umyte ,winno "chwycić"ciepło i zostać dobrze wysuszone by nie rozprzestrzeniły się żadne pleśnie.Wtedy ,tj w końcu lat 40 wierzono,że to one są winne gruźlicy  .{penicyliny jeszcze nie stosowano}.I nikt,kto  nie żył wtedy nie ma pojęcia jakie ta choroba zbierała żniwo.A umierali przeważnie ludzie młodzi,na tak zwane wówczas "galopujące suchoty".Czasem to trwało tydzień lub dwa od momentu stwierdzenia gruźlicy i przychodziła śmierć.Zatem  sprzątano,sprzątano wierząc,że wszystkiemu winne są pleśnie,a ja myślę,że wyniszczone wojną i okupacją  organizmy,były podatne na choroby.
Gdy wszystko,to co "złapało  już słońce" i było czyste,bo wyszorowane,wracało do domu.I tu następował ciąg dalszy sprzątania.Myto  szklane i porcelanowe naczynia.Kryształy  ,by nabrały połysku myło się w wodzie z farbką.Farbka to był niebieski proszek dodawany do płukania białej bielizny i pościeli,by pobłękitniała.Kryształy także pobłękitniały.Potem wykładano wszystkie półki i szuflady świeżym papierem.Przeważnie był po prostu biały.Czasem w delikatny rzucik ,w zależności od okoliczności rzucik,to były choineczki i Mikołaje ,lub kurczaczki  i zajączki.I zupełnie nie wiem jak to się stało,że teraz ani półek,ani szuflad nie wykłada się papierem.Ale po takich nowych papierach  O! - miało się dobre samopoczucie,że teraz,już wszędzie jest czysto i chyba o to dobre samopoczucie chodziło najbardziej.Gdy już skończyłyśmy z mamą sprzątanie w pokojach ojciec z ubolewaniem spoglądał na mnie  z westchnieniem stwierdził............."jak się kto sprzątaczką urodzi,to panią nie umrze".

A wtedy już czekała inna praca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz