wtorek, 8 marca 2016

ONEGDAJ TJ .POD KONIEC LAT 40, BYWAŁO TAK.
W słoneczne i cieple dni wystawiało się różne przedmioty,na podwórko,na słońce,celem dokładnego umycia i przewietrzenia,czego mój ojciec bardzo nie lubił i mówił,że to jest jakiś burżuazyjny przesąd ,to wietrzenie.Spoglądając na sprzęty pocieszał się jednak..............."matka przegania zimę" O tej porze też wietrzono zimowe ubrania.O! wisiały na plocie lub na trzepaku kilka godzin.Potem sypano naftalinę do kieszeni i wieszano do szafy.A było co wietrzyć.Różne kożuszki   pod postacią kurtek,na które mówiono:"kanadyjki" i pelisy.Być może ,młodzi nie wiedzą co to jest? i słusznie.Bo to całkowicie wyszło z mody,tak samo jak mroźne zimy z którymi  one chodziły w parze.Pelisy to były zimowe płaszcze podszyte od środka jakimś futrem.Pamiętam jak postanowiono............."O ,tej pelisy już nosić nie będę.Damy ją babci Józi z okolicznej wsi Chocianowice.Ubrano babcię ,by przymierzyć czy pasuje.Właściwie to pasowała ,tyle ,że była do samej ziemi.Ale,ale ,nagle babcia padła na kolana,to ją postawiono i znów padła.Okazało się,że ciężaru pelisy nie jest w staniu udźwignąć.To najlepiej obrazuje jakie były ciężkie.Skorzystał na tym babciny pies,bo dostał ją jako materac do budy.I pies był zadowolony i babcia cała.Aha ! jesteśmy na etapie wietrzenia.Dla nas dzieci,to dodatkowa frajda.Gonitwa pośród przedmiotów stojących na podwórku.Na wiosnę jednak też prano chodniki leżące w kuchni.Były zrobione z różnych resztek i znoszonych nieprzydatnych ubrań.Kolorowe  w poprzeczne paski.Specjalnie w pralni obok domu grzano kocioł wody i szorowano w balii te chodniki.Potem kilka płukań i na płot by ociekły i wyschły.Jak się je położyło ponownie w kuchni to pięknie pachniały wiatrem.Którejś wiosny ,jednak ,na świeżo wypranych pojawiła się spora plama."A to niedobry pies " zezłościła się mama,to jej sprawka".Psotka",bo tak się zwała nasza suka wcisnęła się w najgłębszy kąt,ale i tak dosięgła  ją ścierka .Sprawa wyjaśniła się niebawem.Otóż w kuchennym kredensie stały butelki z podpiwkiem.To było coś co robiło się samemu ,że specjalnego  [ o tej nazwie ] proszku cukru drożdży i wody.Po wlaniu do butelek, odstawiano na kilka dni,a tu muszę wyjaśnić,że wtedy były butelki wielokrotnego użytku z porcelanowym korkiem ,gumką i sprężynką.Zamknięcie ,było solidne,na tyle,że od nagromadzonego gazu "odkroiło się dno" i zawartość wyciekła i wsiąkła w chodnik.A tak w ogóle,to ten napój był pyszny i przypominał w smaku ciemne piwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz