Prawo jazdy zrobiłam w połowie lat 70,ątych.Akurat pojawiły się pierwsze maluchy.Cała szczęśliwa,po egzaminie za pierwszym podejściem zasiadłam za kierownicą.Ale temu,że za pierwszym podejściem nie ma się co dziwić,wszystkim tak się udawało.Któregoś dnia zaplanowałam odwiedzić kogoś w sanatorium w Łodzi,a właściwie w Rudzie Pabianickiej dobrze mi znanej.Do tego sanatorium jechało się duktem leśnym ,pod górę nieco.A mnie maluch "nie chciał słuchać" i bardzo opornie pod tę górę jechał.Ani na lewo,ani na prawo ,żadnego domu,wszak to las.Aż tu nagle jak spod ziemi wyrósł mężczyzna i mnie zatrzymuje i odzywa się w te słowa."Lala co ty tak się wspinasz jak na Giewont?",Otworzyłam drzwi by wygodniej nam było rozmawiać,a on zerknął na ręczny hamulec..............."no nic dziwnego,na zaciągniętym ręcznym na szczyt nie dojedziesz.Podziękowałam i zabrałam go bo też udawał się w te stronę.:Pożegnaliśmy się i nawet do głowy mi nie przyszło się bać ,a ręczny ...........o na niego zwracałam uwagę ustawicznie.
I jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz