sobota, 11 kwietnia 2015

Słoiki,jakie były kiedyś,a jakie są teraz.Kiedyś był ogromny wybór i jeżeli chodzi o słoiki w ogóle ,to każdy jeden miał,szeroki otwór..............tak tak,każdy jeden.Nawet te w których się pasteryzowało owoce i warzywa.Oczywiście myślę o czasach,gdy na słoiki tyku Twist,nawet przysłowiowe" muchy się nie goniły".Myślę o słoikach typu Weck,które to składały, się ze słoika ,różnej pojemności [2l,też] ,pokrywki,gumki i sprężynki.Nie ulega wątpliwości,że pasteryzowanie było bardziej kłopotliwe jak teraz.Gumki należało zmieniać, lub smarować spirytusem,lub wygotowywać wraz z pokrywkami [szklanymi jak słój]. Ale jedno było wygodniejsze.Do każdego,bez względu na wielkość mogłam włożyć rękę np chcąc wyjąc ogórka i nie dziobałam widelcem i nie mocowałam się z wyjęciem  [bo przecież ciasno się układa]  .Ale jak widać "poprawiacze",tego nie uwzględnili i tak "poprawili słoiki,że zwężają się ku górze To słoiki dla lalki Barbi ,a nie dla nie np.A jeżeli chodzi o duże,całkiem duże,takie kilku litrowe,to były ,bez pokrywek ,bo dawniej wiele owoców  [ maliny,wiśnie,jagody ] zasypywano cukrem,licząc i chyba słusznie na lecznicze działanie  soku.Pamiętam raz kilkulitrowy słój stojący na parapecie z zasypanymi cukrem jagodami.Nagle zerwał się wiatr ,bo szła burza."Stachu ,zamknij okno 'zawołała mama".A wtedy okna otwierano na zewnątrz.Ojciec jednak wybierał się po coś do komórki ,lub piwnicy,albo i tu i tam,bo miał w dłoni pęk kluczy.A kiedyś klucze ,oj Kochani,one miały tak zwane słuszne rozmiary.W pospiechu ,zamykając okno,i trzymając te klucze ,nagle tak pechowo wypadły mu z dłoni,że potłukły słój.Jak wyglądał parapet i firanka i ściana i podłoga możecie sobie wyobrazić,ale co powiedziała mama to już raczej nie.I ja tego nie przytoczę.Powiem tylko,że  ojciec zawyrokował  "to był duży piorun ,ten co do nas wpadł."

I tak mi się wydaje,że to tyle na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz